Oto pierwsi rodzice w raju. Tacy jakimi ich Bóg stworzył – korpulentni, potargani, z grymasem emocji na twarzy. I całkowicie nieświadomi własnej nagości. Zastygli w debacie nad zasadnością spożycia owocu poznania. Za chwilę cały ich świat legnie w gruzach, ciało przestanie być sprzymierzeńcem, zaczną się go wstydzić, dostrzegać jego ułomność, zmagać się z nim. W tym przełomowym momencie towarzyszą im dwie istoty – przyczajona na pniu skrzydlata gadzina, inspirator całego zamieszania, i ona – słonica Hansken.
Hansken obserwuje ową scenę z oddali, trąbę trzyma uniesioną przed sobą, może szuka smakołyków na podwieczorek. Ona też zastygła w bezruchu, jednak jest radosna, zupełnie nieświadoma przełomu, który się za chwilę dokona. Artysta wybrał ją na jedyną reprezentantkę całego stworzenia, które nie przeciwstawiło się bożemu prawu. I które poprzez to pozostaje w pierwotnym stanie niewinności. Czemu akurat słonica, a nie pies czy koń, dużo przecież bliższe europejskiemu człowiekowi?
Urodzona na Cejlonie Hansken pierwszy raz pojawiła się w Amsterdamie w 1633 jako kłopotliwy prezent dla namiestnika Niderlandów Fryderyka Henryka Orańskiego. Za jej pośrednictwem władca Cejlonu szukał przymierza w planowanym starciu z Portugalczykami. Zanim jednak wojny na dobre się rozpoczęły, słonica zdążyła dwukrotnie zmienić “właściciela”. Przez następne 22 lata przemierzyła Europę wzdłuż i wszerz, popisując się swoją inteligencją i umiejętnościami. Zawitała między innymi do Gdańska i Trzebiatowa, zanim zmarła we Florencji.
Słonie w nowożytnej Europie budziły ciekawość. Choć znane za pośrednictwem starożytnych opisów i sporadycznie pojawiające się na dworach europejskich od średniowiecza, wciąż stanowiły kuriozum. Były powszechnie podziwiane i chętnie goszczone, wiodły żywot celebryty. Sława miała jednak ciemną stronę – tym z natury rodzinnym stworzeniom doskwierały samotność, nieustanny stres i prozaiczne zaparcia (opiekunowie często nie znali zasad ich poprawnej diety). Dlatego te długowieczne istoty umierały po kilku zaledwie latach w europejskiej niewoli. Ale nie Hansken.
Jej sława sięgała szeroko. I jak na osobistość o uznanej renomie przystało, portretowali ją najwięksi artyści epoki – Rembrandt, Stefano della Bella czy Herman Saftleven. Na rysunku z Wiednia widzimy młodziutką, zaledwie siedmioletnią Hansken, naszkicowaną przez Rembrandta podczas jej wizyty w Amsterdamie. Doświadczamy kontaktu z żywiołową istotą, budzącą ciepłe uczucia tak nasze, jak i artysty. Na głowie zwierzęcia strzępi się delikatny meszek, ruchliwa trąba nie mieści się na karcie, a tylna noga lekko się porusza.
O sympatii Rembrandta świadczą nie tylko pozostałe wizerunki słonicy, które wykonał, ale również fakt, że zdecydował się umieścić ją w scenie w raju. Żadne inne stworzenie nie pojawia się razem z nią w tle. Jest tam w całej swojej okazałości, radosna, z uniesioną trąbą, którą ciekawsko bada otaczający ją świat. Nieświadoma znaczenia tego, co dokonuje się na pierwszym planie. W roku powstania ryciny Hansken była już w tournée po Europie. Rembrandt nie mógł mieć pewności, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy. Może to był jego sposób na pożegnanie? Ukazał Hansken w stanie wiecznej szczęśliwości i niewinności. Dosłownie na chwilę przed tym, jak i ona miała utacić swoją wolność na zawsze.
Visits: 6